22 kwietnia 2010

Rozdział 24, Szpitalnie

Myśli Grzegorza Dziwacznego krążyły nad zagadnieniami do egzaminu teoretycznego, który miał się odbyć niebawem, a zarazem odrywały go do doświadczenia jak najbardziej pierwotnego, bo pozwalającego nawiązywać stały z nią kontakt doświadczenia własnej cielesności. Mówiąc szczerze, zaniedbywał on w tym okresie swoją cielesność niemiłosiernie, zaniedbywał ponad dozwoloną normę, aż do czasu, kiedy ta cielesność zaczynała upominać się o swoje prawa pierwszeństwa. Myśl pod naporem wrażeń somatycznych rozpierzchła się natychmiast, by odsłonić konieczność reparacji tego, co pozostawione było samemu sobie. Myśl rozchodząc się odsłaniała konieczność hospitalizacji, której Dziwaczny musiał podjąć się natychmiast!

Dziwaczny zaniedbywał w tym okresie swoją cielesność.

Zgłosiłem się rano do przyszpitalnej Izby Przyjęć. W holu przywitał mnie spory tłum ludzi, którzy spojrzeniami rościli sobie prawo do miejsca w kolejce prowadzącej wprost do okienka rejestratorki. To ona miała zdecydować, czy przyjąć. I przyjęła. Pierwsze godziny szpitalnej egzystencji minęły pod znakiem pierwotnego rozczarowania współczesną polską służbą zdrowia. Odział chirurgiczny, na który zostałem skierowany, niczym nie różnił się od tego, jaki znałem ze starych PRL-owskich filmów. Czas oszczędzał to miejsce i pod żadnym pozorem nie wymuszał żadnych zmian, jakby obawiał się, że i on może stać się pensjonariuszem tego niedostatku. Sale chorych rozciągały się po obu stronach długiego korytarza, każda mieszcząca od dwóch do czterech pacjentów, bądź łóżek, które były możliwością hospitalizacji. Sprzęty szpitalne wciąż te same: łóżka metalowe z regulacją, gdzie biała farba pokrycia walczyła ze swoich brakiem, i tę walkę wciąż przegrywała, półeczki wciąż jednakowe, blaszane, na kółkach z jedną, otwierającą się z nieprzyjemnym zgrzytem, szufladą, zdezelowane armatury i nadwyrężone pomoce medyczne.

Czas oszczędzał to miejsce i pod żadnym pozorem nie wymuszał żadnych zmian.

Dzień ten minął mi na przygotowawczych badaniach, które miały odkryć grupę krwi, a także inne schorzenia, z punktu widzenia zabiegu niepożądane. Poddałem się więc podwójnemu upuszczeniu krwi oraz zabiegowi EKG, każde odsłaniające zabawną historię. Gdy bowiem zostałem wezwany do gabinetu pielęgniarek, usadowionego pośrodku korytarza, mój wstępny ponury nastrój został przyjemnie rozwiany przez inny, zwiastujący pogodniejszy. W sali tej spotkałem się ze wciąż pulsującą lawiną młodości, upersonifikowanej zdradzającymi niedoświadczenie studentkami pielęgniarstwa. Ich śmiechy, żywość i uczynność pozwoliły mi przestroić się na fale, które w sposób radosny ułatwiły odbierać rzeczywistość dotąd dla mnie niedostępną, ale jakże obiecującą i radosną, rzeczywistość życia szpitalnego, o którym opowiem więcej w następnym odcinku.

Pozwalały mi odbierać rzeczywistość dotąd dla mnie niedostępną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz