19 kwietnia 2010

Rozdział 23, Wznoszenie się Dziwacznego

Kierownik ochrony opuścił lewą dłoń na czerwony przycisk z napisem alarm, po czym zaczęły donośnie wyć syreny. Wokół rozprzestrzenił się chaos, egzaminatorzy przestali egzaminować, kasjerki nie liczyły już niczego i nie kasowały, sprzątaczki nie sprzątały a bufetowa porzuciła bufet i biegła w stronę schronu. Panika obejmowała plac manewrowy, budynek WORD-u, by wreszcie wkroczyć na przyległe ulice miasta. W stronę miejsca zdarzenia zaczęły zjeżdżać się tuziny samochodów ochrony, policja i straż pożarna. Kobiety zabierały dzieci ze żłobków, przedszkoli i szkół, a mężczyźni próbowali zapanować nad całym wydarzeniem. W tym czasie Grzegorz Dziwaczny zebrał już potrzebne materiały, wstał z ławki, i udał się w okolice przystanku, po czym wsiadł w nadjeżdżający właściwy autobus i odjechał. Bilet został wykorzystany, odciśnięto na nim bowiem ciąg liczb wskazujących na zużycie.

Wokół rozprzestrzeniał się chaos.

Ślad po Dziwacznym zaginął i nikt nie potrafił ustalić, co albo kto był przedmiotem całego wydarzenia. Oczywiście, podniosły się głosy krytyczne ze wszystkich stron o niewłaściwych procedurach, środkach zabezpieczenia, ochronie, wadliwym działaniu systemu powiadamiania i niezbyt szybkiej reakcji służb ratunkowych. W ślad za tym zostały wykonane ruchy administracyjno-kadrowe. Zwolniony został kierownik ochrony, a w ich miejsce zatrudniono młodszą i lepiej wykwalifikowaną kadrę. Zmienił się także komendant miejscowej straży pożarnej i policji, a także dwóch zastępców kierownika WORD-u. Na miejsce zdarzenia przybyli oficjele ze stolicy. Towarzystwa ubezpieczeniowe zapewniały o odszkodowaniach, a rząd o tym, że nikogo nie zostawi bez pomocy. Do miasta zjechały wszystkie trzy główne telewizje w kraju, zatem nie można było mówić, że relacje będą nieobiektywne i stronnicze. Wszystko w mgnieniu oka zmieniało się na lepsze.

Ślad po Dziwacznym zaginął.

Tymczasem Dziwaczny, niczego nieświadom, gdyż nie posiadał w swoim przybytku odbiorników opiniotwórczych i relacjonadawczych, przychodził jak zawsze na kolejne lekcje nauki jazdy. Nie można było o nim powiedzieć, że był niedoświadczonym kierowcą. W zasadzie to już wszystko opanowane miał do perfekcji. Nauczył się podstawowej obsługi pojazdu, prowadzenia pojazdu w warunkach miejskich, parkowania, łuku, zawracania, mijania, jazdy wstecz, w poprzek i wspak a także wielu sztuczek, dzięki którym jazda nie sprawiała mu już większych problemów. Z każdą godziną jazdy stawał się coraz lepszy i lepszy, z każdą godziną wznosił się po stopniach trudności niuansów prowadzenia pojazdu coraz wyżej i wyżej. W zasadzie potrafił już wykonać wszystko i pozostały tylko dwie zasadnicze sprawy: testy wewnętrzne i testy zewnętrzne znane bliżej jako egzamin teoretyczny i praktyczny. Pozostawała poza tym jeszcze jedna przeszkoda do pokonania, o której następnym razem. Ufny mistrz-instruktor cieszył się z poczynionych postępów swojego podopiecznego, a jeszcze bardziej cieszył się, że już wkrótce pozbędzie się starego ucznia, w którego miejsce pojawi się nowy, który z kolei stanie się stary, by jego miejsce zajął nowy, i tak dalej i ad infinitum.

Z każdą godziną jazdy stawał się coraz lepszy.

Nurtowały go tylko dwie kwestie: dlaczego pokazują wciąż wizerunek Dziwacznego w telewizji z podpisem "poszukiwany", a także to, by zakończyć tę trzydziestogodzinną gehennę pomyślnie zdanym egzaminem przez kursanta. Zdawał jednak sobie sprawę, że jak zawiadomi odpowiednie władze o fakcie znajomości z poszukiwanym, dalece oddali się sposobność uregulowania należności za kurs jazdy przez Dziwacznego, gdyż swoją uwagę pojmany skupi zapewne na zbieraniu funduszy na kaucję, by zostać uwolnionym z aresztu. Ten tok rozumowania wydawał mu się oczywisty sam przez się, więc zaczął ustalać termin egzaminów tymi słowy:
"-Dziwaczny, najpierw zgłoś się do biura i tam musisz zdać egzamin teoretyczny, następnie przyjdź do mnie nazajutrz, by zdać egzamin praktyczny, gdzie wcielę się w rolę egzaminatora" - powiedział, na co podopieczny kiwnął mu głową, by tym gestem ukazać aprobatę. Myśli Dziwacznego krążyły już od tej pory nad zagadnieniami do egzaminu teoretycznego, który miał się odbyć niebawem.

Ten tok rozumowania wydał mu się oczywisty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz