4 marca 2010

Rozdział 1, Czyli jak wpadłem na ten niesamowity pomysł

Nazywam się Grzegorz Dziwaczny. Opowieść moja będzie pewnego rodzaju poradnikiem, choć to, co się tutaj znajdzie, nie będzie zbiorem rad czy reguł, by osiągnąć sukces, lecz czymś zupełnie przeciwnym - będzie opisem tego, co mi się nie udało.

A nie udało mi się zdać egzaminu na prawo jazdy.

Ale wszystko po kolei, by nie umknęło mi coś, co warte byłoby opowiedzenia. Głęboko wierzę w to, że opisując fragmenty z mojego życia na temat tego, co mi się nie udało, mogę ustrzec innych przed tym, co robiłem nie tak, i choć sam nie zauważam tego, co zrobiłem źle, to ten kto czyta w rzeczy samej nie jest mną, więc nie postępując tak jak ja (jak nie mogłem postąpić tak jak ja, skoro jestem mną?) uchroni się przed popełnieniem błędu.

Nie postępując tak jak ja uchronisz się od błędu.

Dlaczego piszę o tym, co mi się nie udało, i dlaczego piszę o tym, jak mi się nie udało zdać egzaminu na prawo jazdy? Choć zdanie jest jedno, to zawiera w zasadzie dwa pytania. Odpowiadając na pierwsze z nich zwrócę uwagę na fakt, że ludzie piszą zazwyczaj o tym, na czym się najlepiej znają, przynajmniej nie głupcy, a ja najlepiej znam się na tym, co doświadczam najczęściej, a więc na tym, co mi się nie udaje. By dać zadość tym, którzy interesują się drugim członem zdania, które zawiera dwa pytania, a więc odpowiedzieć na drugie pytanie, muszę odwołać się do jednej z tych rzeczy, które znam najbardziej z tych, które ludzie znają najlepiej, a więc muszę odwołać się do ostatnio nieudanej rzeczy w życiu wśród wszystkich rzeczy, które mi się nie udawały, a jest nią egzamin na prawo jazdy.

Ostatnią rzeczą, która mi się w życiu nie udała jest egzamin na prawo jazdy.

Skąd wziął się pomysł na to, by opisać to, co robię najlepiej? Pomysł ten spadł na mnie jak grom z nieba: podczas snu poczułem jakbym dostał łopatą w głowę i na wpół przytomny od tamtej pory bezskutecznie usiłowałem zasnąć. Nie mogłem zasnąć do czasu, póki nie przyrzekłem sobie, że opiszę swoją historię, która zapisana już w mojej świadomości domagała się ponownego opisania. W ten sposób rozpoczynając i zapisując ten wpis postanowiłem przyczynić się choć w niewielkiej mierze rzeszy tych, którzy zwodzeni do tej pory poradami fałszywych mistrzów wreszcie napotkali mnie, Grzegorza Dziwacznego, i jego nie mniej od nazwiska dziwaczną historię, którą szczegółowo rozpocznę referować już w następnym wpisie.

Pomysł ten spadł na mnie jak grom z nieba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz