6 marca 2010

Rozdział 3, Czyli liczy się dobra szkoła nauki jazdy

Ze wszystkich osób, które znam, znam najlepiej samego siebie. Grzegorz Dziwaczny? Cóż to za tajemniczy twór ewolucji, który zapisuje na tych kartach historię życia? Jestem jednym z Was. Różni mnie tylko to, że gdy zazwyczaj to, co robicie, staracie się robić jak najlepiej i wychodzi to coraz lepiej, ja robiąc coś i starając się robić to najlepiej, robię to ze skutkiem nie najlepszym, a nawet od niego lepszym, bo wręcz przeciwnym od zamierzonego. Dlatego na drodze ku prawie jazdy, tego zalaminowanego plastikowego przedmiotu marzeń, postanowiłem działać racjonalnie i wybrać najlepszą szkołę nauki jazdy z możliwych.

Działając racjonalnie postanowiłem wybrać najlepszą szkołę nauki jazdy z możliwych.

Pewnie teraz z zaciekawieniem spytacie, która to szkoła i jakie obiektywne czynniki sprawiają, że jest szkołą najlepszą z możliwych? Odpowiedź jest prosta: najlepszą szkołą z możliwych jest ta, o której się mówi, że jest najlepsza, i do takiej szkoły się udałem. Pośród dziesiątek szkół o oczywistych nazwach i tych dziwniejszych wybrałem tę jedyną...najlepszą szkołę nauki jazdy z możliwych. Auto-moto-jazda-rondo-fiacik-kurs-cobra-test-auto-kurs-taxi-jazda-bus-prawko-mandat-auto-best-rider-szkoła... wszystkie te nazwy narzucały się z obietnicą spełnienia marzeń szybko, tanio, łatwo, bezboleśnie i skutecznie. Wybór padł na tę jedyną.

Najlepszą szkołą z możliwych jest ta, o której się mówi, że jest najlepsza.

I w ten sposób stałem się uczniem, jednym z dziesiątek tych, których młodość i twarz zdradzająca strukturę gąbki, chłonącą każdą wiedzę, mieniła się blaskiem chęci poznania zasad ruchu drogowego. Siedziałem dumnie, choć wyróżniałem się wiekiem - byłem o dziesięć lat straszy od reszty młodych niedoświadczonych, którzy mimo niedoświadczenia zdradzali pewną wiedzę wyssaną z mlekiem ojca, której mi brakowało. I zaczęliśmy kurs teoretyczny.

Zaczęliśmy kurs teoretyczny.

Pęd do wiedzy, młodość kreślona uśmiechami i tym naiwnym podejściem dawała mi pewną swobodę, by czuć się jednym z nich, wybierających i wybranych, aby zdać egzamin na prawo jazdy. Wtedy moja pewność siebie blokowała to, co musiało się nieuchronnie stać, atmosfera wspólnej nauki i dążenia do doskonałości przykrywała dotychczas odczuwany smak życiowych porażek. Grzegorz Dziwaczny z człowieka smakującego porażkę za porażką odczuwał w powietrzu łechcący nozdrza zapach sukcesu.

Grzegorz Dziwaczny odczuwał w powietrzu zapach sukcesu.

Lekcje odbywały się kilka razy w tygodniu i prowadzone były przez mentora, który zdawał się znać najlepiej swój fach i nic nie zdradzało pewnego wiszącego w powietrzu podstępu. Wchłanialiśmy wiedzę gębo-gąbkami i kurs teoretyczny zmierzał ku końcowi. Byłem pod wrażeniem profesjonalizmu mentora, którego to odczucia nie mogły rozwiać pewne małe szczegóły, z pozoru nieistotne, ale tkające niewidzialną sieć przyszłej porażki, do której jak naiwna mucha latająca ze znaną sobie rutyną i ufnością musiałem wpaść.
Ale o tym opowiem, gdy zapali się kolejne zielone światło.

Byłem nieświadom wiszącego w powietrzu podstępu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz