9 marca 2010

Rozdział 7, Oswajanie piękności

Jako niedoświadczony kochanek podszedłem nieśmiało do swojej nowo opłaconej piękności, a robo-mentor niczym sutener przystąpił do pokazywania jej atutów. Zdawał się mówić:
"-Pamiętaj chłopcze, masz tylko godzinę, postaraj się wykorzystać ten czas jak najlepiej, oby w końcu jazda sprawiała największą przyjemność. Tylko uważaj! Pierwsze poznaj swoją partnerkę, później się nią zajmij, ale tak, by nie zrobić jej krzywdy!"
Z szacunkiem i pokorą przyjąłem tę radę i zacząłem oglądać wszystkie sekrety Peugeot, zaglądając za sutenerem pod blaszaną sukienkę. A tam zobaczyłem więcej, niż kiedykolwiek bym przypuszczał, a wszystko tajemnicze i nieznajome, skryte i zagadkowe.

Zobaczyłem więcej, niż kiedykolwiek bym przypuszczał.

Przednia maska stwarzała efekt drapieżnego kota, ostro zarysowane światła, opływowy kształt kociej bestii, lwie logo osłonięte linią w kształcie litery "u", by mu się nic nie stało w trakcie łowów, lusterka jak uszy kocicy powiewające na wietrze, tył delikatnie ścięty, lecz z gracją, szerokie czerwone tylne światła jak znaki dawane przez drapieżnika, by się nie zbliżać, ostro zarysowana linia błotnika tylnego jak pas na skórze zwierzęcia, nieznaczny daszek nad tylną szybą i antenka pośrodku jakby wykształcona ewolucyjnie, by wykrywać zagrożenia ze wszystkich stron, nawet podczas snu.
Zegary zachwyciły nowoczesnym dizajnem, symetrycznym usadowieniem i srebrną otoczką, kierownica drapieżnie spoglądała z lwim logo zaznaczając zwierzęce możliwości, deska rozdzielcza równomiernie osadzona z charakterystycznymi srebrnymi akcentami, dwiema pionowymi liniami i czworokątem skrywającym dwa nawiewy powietrza, deska, o której producent powiedziałby, że "ma kształt długiej, łagodnej fali, otwierającej się szeroko na panoramiczną przednią szybę", tapicerka ze skóry licowej delikatnie oplatająca wnętrze pojazdu, wygodne siedzenia i prosta obsługa, wszystko, co mógłby oczekiwać nieznajomy od nowo poznanej damy.

Miała wszystko, co mógłby oczekiwać nieznajomy od nowo poznanej damy.

Wsiadłem do środka. Trener dzikiego zwierzęcia, a zarazem sutener, obserwował i pokazywał, mówiąc:
"-Tu można otworzyć, tutaj delikatnie, niech pan uważa, tutaj jest to, tutaj trzeba nacisnąć, proszę usiąść i dopasować siedzenie, a pasy, nie zapomnijmy się zabezpieczyć, wciskamy, przekręcamy, upuszczamy, przesuwamy..."
Komendy dawane przez trenera sprawiały, że mimo mroźnej poświaty, poczułem się jak na afrykańskim safari, gdzie dzikość, słońce i zwinność mieszały się z doświadczeniem czarnego przewodnika. Wsiadłem po to, by bestia została ujarzmiona, ale bestia dać ujarzmić się nie miała zamiaru, i raz po razie strącała mnie pozwalając poczuć w ustach smak afrykańskiego piasku. Raz po raz strącała, zdradzając to, że jej ujarzmić się nie da. Kochanka była już tylko zwierzęciem, lekkie pocałunki zamieniły się w dziki atak kąsających zębów, które stworzone były tylko po to, by zabijać. Trener wpadł w osłupienie i stamtąd nie mógł się już wydostać. A bestia wyła i gryzła, szarpała i drapała, nie zważając na nic i na wszystko. Czas i tym razem był mi przeciwny, gdyż krzyknął o swoim końcu albo stał się moim przyjacielem przerywając zbliżającą się klęskę. Wybiła pełna godzina, a ja pozostałem z niczym. Po raz kolejny coś mi się w życiu nie udało.

Po raz kolejny coś mi się w życiu nie udało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz